- Krysia miała raka i w męczarniach umierała na moich rękach. Ciężko przeżyłem jej śmierć, bo bardzo ją kochałem. Nie wyobrażałem sobie życia bez niej - wspomina Jan Wojnicki. - Tuż przed tragedią przepisaliśmy na syna mieszkanie w zamian za dożywotnią opiekę. Syn jednak wyjechał, mną się nie interesuje, a do tego nie płaci czynszu za darowane mu lokum. Dlatego zamierzam cofnąć darowiznę - dodaje.
Pierwszy raz pomyślał o tym kilka tygodni temu i wtedy niespodziewanie nawiedziła go żona. Początkowo nie zdawał sobie z tego sprawy. - Zacząłem się dusić, piekło mnie w klatce piersiowej. Pomyślałem: to zawał. Wezwałem pomoc. Jeszcze w karetce czułem, że coś skacze mi w brzuchu. Ale jak tylko znalazłem się w szpitalnej sali i pojawili się lekarze, wszelkie dolegliwości ustąpiły. Dowiedziałem się, że jestem zdrowy, i wróciłem do domu - wspomina. Pan Jan ułożył się do snu. Ale znowu poczuł dziwne ruchy w brzuchu, duszenie. To była ciężka noc. Rano niewyspany poszedł do sklepu. W drodze zaczęło mu się kręcić w głowie, miał szumy w uszach, gdy nagle usłyszał znajomy głos. - To mówiła Krysia: "Czekam na ciebie w domu". Natychmiast zrobiłem w tył zwrot - opisuje pan Jan.
Wszedł do mieszkania i oniemiał. - Duch żony pojawił się na chwilę, po czym zakręcił się i wlazł w moje ciało. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to ona ostatnio daje mi tak popalić. Kręci się w moim brzuchu i mnie dusi. Ale tym razem powiedziała dlaczego. Kazała mi odczepić się od syna. Nie robić nic z tą darowizną. Ale ja nie dam się zastraszyć. Krysia nie może tak ze mną pogrywać. Sam sobie z nią nie poradzę, ale poszukam pomocy u egzorcysty - zapowiada nawiedzany mąż.