To, co wydarzyło się w maju i sierpniu 2016 r. w Toruniu, wstrząsnęło miejscowymi organami ścigania. Była to seria brutalnych gwałtów na bezdomnych, ukoronowana wykastrowaniem i zabiciem 48-letniego Wojciecha Ch. Nie było wątpliwości, że w mieście grasuje śmiertelnie niebezpieczny, obłąkany zwyrodnialec. Początkowo wydawało się, że poluje na dorosłych mężczyzn, ale gdy w zapuszczonym toruńskim parku bestia dopadła 13-letniego Mariusza, stało się jasne - nie przepuści nikomu, kogo spotka na swojej drodze.
- Syn szedł wtedy do babci. Była trzynasta. On zaczepił go i kazał mu zjeść serek homogenizowany. Ten serek był pokryty jakimś proszkiem, po którym Mariusz stracił przytomność. I wtedy to się stało - opowiada mama chłopca.
Dwa dni później, po kolejnym gwałcie, bestia wpadła. Okazało się, że to Andrzej G., ojciec siedmiorga dzieci, recydywista. Po raz pierwszy trafił za kratki w 1999 r. za gwałt na mężczyźnie. Posiedział pięć lat, ale jak tylko odzyskał wolność - znów zaatakował. Skutek? Kolejny wyrok, tym razem ośmioletni. Wyszedł z więzienia w listopadzie 2015 r., gdy już obowiązywała ustawa pozwalająca zboczonych zwyrodnialców umieszczać w zamkniętych ośrodkach terapeutycznych jak ten w Gostyninie, w którym przebywa zabójca i gwałciciel chłopców Mariusz Trynkiewicz.
- Gdyby wtedy go tam posłali, to by nie skrzywdził mojego syna - mówi matka Mariusza. - A teraz on nie chce żyć, sam się okalecza. Nie wiem, czy kiedyś z tego wyjdzie.
Dlaczego Andrzej G. nie trafił do Gostynina - nie wiadomo. Nieoficjalnie wiemy, że w aktach jego sprawy jest opinia biegłych, która mówi, że nadal będzie gwałcił i zabijał. Tym razem bestii grozi dożywocie.