Godz. 14.15. Marta Kaczyńska wsiada do pociągu relacji Gdynia - Kraków. Skupiona i zamyślona, w przedziale sięga po książkę o swoim zmarłym tacie, napisaną przez publicystę Piotra Semkę już po smoleńskiej katastrofie. Gdyby nie 10 kwietnia, wysiadłaby na stacji w Warszawie albo w ogóle nie wsiadała do pociągu... - Najczęściej z okazji urodzin prezydenta spotykaliśmy się w ośrodku na Helu albo w Pałacu Prezydenckim. Wieczorem było przyjęcie urodzinowe w najbliższym, rodzinnym gronie. To było święto prezydenta - wspomina w rozmowie z "Super Expressem" Marcin Dubieniecki, mąż Marty.
W piątkowy poranek Marta jest już przy grobie rodziców. W skupieniu modli się ponad godzinę. Zostawia wiązankę kwiatów i laurkę od wnuczek prezydenta. Wymalowany jest na niej domek, serce i gwiazdy oraz napis: "Dla Dziadka Leszka". - Narysowała ją w środę Ewa (7 l.). Martynka (3 l.) trochę ją wspomagała. Prezydent uwielbiał dostawać od wnuczek takie prezenty... - opowiada Dubieniecki.
To kolejna wizyta Marty Kaczyńskiej na grobie rodziców. Za każdym razem jest to dla niej bolesne przeżycie. - Nic nie zmieniała w gabinecie swojego taty w Pałacu Prezydenckim. Rzeczy w jego pokojach stały tak jak stoją - mówi nam jeden z prezydenckich urzędników.