Obaj poszkodowani urzednicy zostali legalnie wybrani w wyborach w 2003 r. Jednak Lech Kaczyński (+61 l.), ówczesny prezydent stolicy nie chciał podpisać z nimi umów o pracę. Zamiast tego wyznaczył swojego pełnomocnika, który przejął ich uprawnienia. Jednak niezrażeni urzędnicy co dzień przychodzili do pracy i przyjmowali interesantów, choć nie dostawali za to ani grosza.
Patrz też: Lech Kaczyński był dobrym prezydentem
Nie mając jednak realnej władzy, ani możliwości podejmowania decyzji, nie byli w stanie skutecznie pracować. Dlatego poszli do sądu. Po siedmiu latach sąd przyznał im rację i po 100 tys zł odszkodowania. Warszawski ratusz będzie też musiał przeprosić w mediach za działania poprzednika. Zdaniem sądu Lech Kaczyński rażąco złamał prawo. - To jakby Sejm wybrał premiera, a prezydent kraju odmówił przyznania mu teki, tylko wskazał własnego pełnomocnika. To niezgodne z konstytucją - stwierdzono.
- Tu nie chodzi o pieniądze. Nie chce ani złotówki. Wszystko i tak przekażę na cele sppołeczne. Chodzi o sprawiedliwość i przestrzeganie prawa - oświadczył Zygarski.