Zdaniem IPN dokumenty na Lecha Wałęsę były fabrykowane na początku lat osiemdziesiątych. Bezpieka podrabiała jego charakter pisma, stosowano nawet odpowiedni papier, na którym rzekomo miał składać zeznania. Kiedy okazało się, że Wałęsa jest kandydatem do Nagrody Nobla, fałszywki zaczęto podrzucać do ambasady Norwegii.
Śledztwo w tej sprawie trwało sześć lat. Z wnioskiem o jego wszczęcie zwrócił się do IPN sam Lech Wałęsa. Sprawę najpierw przez trzy lata badał pion prokuratorski IPN w Gdańsku, a w 2008 r. przeniesiono ją do Białegostoku.
- Ci, co nie wierzyli, i tak nie uwierzą, nic się nie da zrobić. Trzeba płacić rachunki za wolną Polskę - ja płacę w taki sposób. Wiem, jak walczyłem, co robiłem i co się zdarzyło, dlatego spokojnie czekałem na prawdę - powiedział wczoraj w TOK FM Lech Wałęsa. Jego zdaniem fałszywki zrobione zostały bardzo dobrze, wyglądały autentycznie. - Dlatego wielu na to się nabrało - uważa Wałęsa.