"Spirytus - 2 but., wódka - 289 but., wino - 158 but., winiak i koniak - 59 but., szampan - 238 but., piwo - 1115 but." - tyle według raportu BOR miałby wypić Wałęsa podczas 11 miesięcy internowania w Arłamowie. Do tego jeszcze, jak podaje TVP Info, Wałęsa miał żartować, że w przyszłości zostanie prezydentem, a urząd premiera zaoferuje Tadeuszowi Mazowieckiemu (85 l.), choć obaj się na tym nie znają.
- Ha, ha ha - śmieje się Mieczysław Fido, prezes Stowarzyszenia Dyrektorów Izb Wytrzeźwień. - To całkowita abstrakcja, bzdura. Ponad litr alkoholu i trzy piwa dziennie? Już pierwszego dnia wieczorem klient straciłby przytomność. A po roku, jeśli ktoś to przeżyje, trzęsące się ręce, dziury w pamięci, problemy psychiczne, chora wątroba, serce - wylicza Fido. Wałęsa nie wygląda na wrak człowieka. BOR-owcy więc chyba przesadzili. - Nikt przecież nie przypuszcza, że codziennie piłem pół litra wódki, a do tego wina i jeszcze inny alkohol. A, piwo tam jeszcze było! Ja chyba w życiu nie piłem piwa, ja nie znoszę piwa - powiedział dziennikarzom były prezydent. Tej wersji trzyma się też poseł Jerzy Borowczak (55 l.). - Znam Lecha od 33 lat. Znam go z czasów stoczniowych, suto zakrapianych imprez. Ale on zawsze pił góra trzy kieliszki - mówi.
Co się więc działo z tym alkoholem? Ktoś nim handlował w Arłamowie i zapisał na konto Wałęsy? W tamtych czasach wódka była silną walutą. Dla Andrzeja Celińskiego (62 l.), przewodniczącego Partii Demokratycznej, a przed laty współpracownika Wałęsy, sprawa jest prosta. - To może być świadoma kompromitacja tego człowieka ze strony ubeków - mówi nam Celiński. Wałęsa też ciągnie w tę stronę. - Ktoś walczy ze mną, ktoś mi chce dołożyć. To jest śmieszne i niepoważne - ocenia.