W USA jest po prostu żywą legendą. O spotkania z nim zabiegają najważniejsze osoby Ameryki i są gotowe zapłacić tysiące dolarów, by tylko móc przez chwilę z nim porozmawiać.
Lech Wałęsa właśnie kończy kolejną podróż po Stanach Zjednoczonych. Gdziekolwiek się pojawiał, przyciągał tłumy, które z zapartym tchem spijały każde słowo z jego ust.
Patrz też: Ryszard Bugaj: Lech Wałęsa przypomina mi abp. Wielgusa
W Chicago na spotkanie z byłym polskim prezydentem przybył nawet Bill Brady, jeden z najpoważniejszych kandydatów republikanów na urząd gubernatora stanu Illinois. Wie, że zdjęcie z Wałęsą znaczy w Ameryce więcej niż 100 spotów wyborczych.
Wałęsa w Chicago przyjmowany był jak król. Po mieście woziła go luksusowa biała limuzyna, a sale spotkań pękały w szwach, mimo że za lunch w towarzystwie byłego szefa Solidarności trzeba było zapłacić 150 dolarów. Nie zabrakło też chętnych na prywatne śniadanie z Wałęsą.
Kilkadziesiąt osób zapłaciło 1000 dol. (3 tys. złotych), by zjeść z nim śniadanie. Ale były prezydent w USA nie tylko pozuje do zdjęć, ale daje też Amerykanom cenne wskazówki.
Podczas przemówienia w Chicago Lech Wałęsa ostrzegł Amerykanów, że jeśli nie zmienią systemu ekonomicznego, nie przetrwają 21. stulecia.
Przeczytaj koniecznie: Sławomir Cenckiewicz: "Bolkiem" mógł być tylko Wałęsa