Kleszcz ukąsił Arka w 2008 r. Młody sportowiec trenujący sztuki walki początkowo dostał standardową terapię. Ta jedynie uśpiła boreliozę na kilka lat. Dwa lata temu choroba uderzyła z wielką siłą.
- Zaczęły mnie boleć stawy. Coraz mocniej i częściej. Byłem bardzo osłabiony, nie mogłem wstać z łóżka. Nie było mowy o trenowaniu albo o pójściu do szkoły - opowiada Arek.
Rodzice chłopaka - Arkadiusz (38 l.) i Magdalena (37 l.) Małkowie - nie mogli już patrzeć na cierpienie syna. - Miewał takie ataki bólu, że prosił o amputację kończyn. To straszne, gdy patrzy się na własne dziecko i nie można mu pomóc - opowiadają. Zdecydowali się na eksperymentalną terapię.
- Co dzień przyjmuję kilkadziesiąt różnych specyfików, nawet przeciwbólowo olej z konopi. Terapia strasznie osłabia organizm. Są dni, gdy po prostu nie jestem w stanie funkcjonować - mówi Arek.
Na same leki państwo Małkowie wydają co miesiąc 2500 zł. Kolejny tysiąc na dietę Arka. Nie może on jeść wielu produktów, zaś te, które powinien przyjmować, są dużo droższe. Np. chleb orkiszowy kosztuje dwa razy tyle co zwykły bochenek. - Ale widać efekty - mówią Małkowie. Wierzą, że tą drakońską terapią wyciągną syna z objęć choroby.