Po pierwszym meczu wydawało się, że bliżej awansu jest Legia. Szczęśliwy remis 1:1 w wyjazdowym spotkaniu stawiał wicemistrzów Polski w korzystnej sytuacji przed rewanżem.
Początek rewanżowej potyczki to gol dla gości w 6 minucie - po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę do siatki skierował Von Schlebrugge. Legia nie załamała się i atakowała. Szansę w 11 minucie zmarnował Giza, ale w 16 minucie ten sam zawodnik wykorzystał błąd bramkarza gości i zdobył wyrównującego gola.
W 31 minucie miała miejsce niewiarygodna sytucja. Po dobrej akcji Legii lewym skrzydłem aż 5 strzałów stołecznych graczy z pola karnego zostało zablokowanych przez bramkarza i obrońców Duńczyków. Coś takiego zdarza się niezwykle rzadko, trudno się więc dziwić temu, że tym razem wzorowo dopingujący fani Legii jeszcze długo rozpamiętywali tę sytuację.
Początek drugiej połowy przyniósł upragnionego gola dla Legii. Mięciel był faulowany w polu karnym, a jedenastkę na bramkę zamienił Iwański. Warszawiacy z wyniku dającego im awans do kolejnej rundy cieszyli się krótko. W 59 minucie zamieszanie po rzucie rożnym i błędy Legionistów w kryciu wykorzystał Madsen. Wynik zmienił się na 2:2 i niestety - nie zmienił już do końca.
Legia po raz kolejny za kadencji Jana Urbana bardzo wcześnie odpadła z europejskich rozgrywek. Niewielkim pocieszeniem dla fanów stołecznego zespołu jest to, że tym razem obyło się bez kompromitacji. Niestety zabrakło też błysku, cwaniactwa i po prostu umiejętności. W efekcie znów musimy pogodzić się z pucharową klęską.
Niespełna miesiąc temu cztery polskie drużyny ruszały do rozgrywek z wielkimi nadziejami i aspiracjami. Ostał się tylko Lech. A Legia? Jak to ma już w zwyczaju ostatnimi laty - już na początku sierpnia może się skupić tylko na lidze.