Gdy Maciek Sodoko przyszedł na świat w 2009 r., okazało się, że jest głuchy. Nie miał bowiem rozwiniętego ucha środkowego i kanalików uszu. Lekarze z Oddziału Patologii Słuchu Szpitala im. Marii Konopnickiej w Dziekanowie Leśnym orzekli, że chłopiec nigdy nie będzie słyszał i że nie pomoże nawet wszczepianie implantu ślimakowego. Jego zrozpaczona matka, Patrycja Sodoko, nie mogąc uwierzyć w tę diagnozę, codziennie rano brała dwie pokrywki od garnków i uderzała nimi o siebie nad łóżeczkiem synka w nadziei, że za którymś razem niemowlę zareaguje.
- Boże, niech moje dziecko nie będzie głuche, błagam - płakała, pozostawiona sobie samej ze zmartwieniem, bo ojciec Maćka odszedł od nich. Modliła się też każdego dnia żarliwie do Jana Pawła II, prosząc o cud, chociażby taki, który umożliwi wszczepienie implantu jej synkowi. - Gdy mały zasypiał, przykładałam mu też obrazek z wizerunkiem Ojca Świętego do uszu z intencją o uzdrowienie.
Obrazek Ojca Świętego uzdrowił Maćka!
I cud się wydarzył. Po roku matczynych modlitw w narządzie słuchowym Maćka utworzyły się kanaliki uszne i powstały warunki do wszczepienia implantu. - Nie zapomnę tego dnia do końca życia - wspomina matka chłopczyka. - Lekarz podchodzi do mnie i mówi, że u syna wykształciły się właśnie kanaliki słuchowe i powiązania, które powinny przenosić dźwięk do pnia mózgu. A tego nie było widać podczas wcześniejszych badań. Patrycja zadzwoniła do ojca Maćka. - To cud! Papież nam pomógł - krzyczała zapłakana do słuchawki.
Operacja wszczepienia implantu została natychmiast przeprowadzona w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach pod Warszawą przez profesora Henryka Skarżyńskiego. Pierwsze słowa, jakie usłyszała Patrycja od syna: - Mamo, kocham cię! Dziś Maciek ma 4 lata. Wyśpiewuje różne piosenki i uwielbia słuchać szumu morskich fal.