Lekarka uśmierciła mi żonę!

2009-06-16 4:00

Mąż Stanisławy Kustry (84 l.), staruszki spod Zwolenia (woj. mazowieckie), którą lekarka pogotowia chciała pochować żywcem, nie potrafi otrząsnąć się z szoku. Świat pana Mariana (76 l.) i jego najbliższych runął po tym, jak lekarka pogotowia, która miała ratować ich ukochaną Stasię, po prostu wydała na nią wyrok śmierci.

Gdyby nie pracownicy zakładu pogrzebowego, wciąż żywa pani Stanisława konałaby powolnie w męczarniach, dusząc się w worku. - Niech ta lekarka za to odpowie - mówią bliscy staruszki.

Emilii A. (51 l.), podobno doświadczonemu lekarzowi anestezjologowi, który od dobrych paru lat pracuje również w pogotowiu ratunkowym w Zwoleniu, nawet nie drgnęła brew, gdy wypisywała akt zgonu pani Stanisławy. Lekarka nawet nie próbowała przenieść nieprzytomnej kobiety do naszpikowanego specjalistycznym sprzętem ambulansu i tam jej reanimować. Zamiast tego niewzruszona powiedziała rodzinie, że ich ukochana odeszła. Gdy po 7 godzinach w kostnicy okazało się, że uśmiercona przez Emilię A. staruszka żyje, lekarka dosłownie zapadła się pod ziemię. Mąż cudem uratowanej przed niechlubną śmiercią pani Stanisławy nie ma wątpliwości: - Ona omal nie zabiła mojej Stasi!

Bulwersującą sprawą już zajęli się śledczy. - Przesłuchano kilku świadków: załogę pogotowia, sąsiada dzwoniącego po pomoc i córkę państwa Kustrów - powiedziała prokurator Monika Fliszkiewicz, zastępca prokuratura rejonowego w Zwoleniu. Jak dodała pani prokurator, śledczy ustalą, czy szokująca "diagnoza" lekarki to błąd w sztuce i niedopatrzenie, czy też przyczyną stwierdzenia przez nią zgonu była dziwna choroba, która nie pozwoliła na dostrzeżenie życia tlącego się w ciele pani Stanisławy. Jeśli biegli orzekną, że to był błąd, lekarka może trafić nawet na 5 lat do więzienia. Krzysztof Jarosz, dyrektor zwoleńskiego szpitala i pogotowia ratunkowego staje w obronie lekarki.

- O winie lekarza niech wypowiada się prokuratura. Ja nie miałem do tej pory żadnych zastrzeżeń - stwierdza, a raptem kilka godzin później zawiesza Emilię A. Kobieta nie będzie pełniła dyżurów w pogotowiu, wciąż może jednak przyjmować w swoim gabinecie w Pionkach (woj. mazowieckie). Dyrektor przeprosił także rodzinę pani Stanisławy, ale jego przeprosiny nie wynagrodzą bliskim bólu i cierpienia, które od piątku (kiedy to doszło do makabrycznej pomyłki) wypełniają każdy ich dzień. - Nie podarujemy tego lekarce. Naszych łez, nerwów, nieprzespanych nocy... I tego, że nasz kochany tato w ciągu kilku dni postarzał się o całe wieki - płacze Krystyna Mizera, córka pani Stanisławy i pana Mariana. Rodzina kobiety już zapowiedziała pozew do sądu o odszkodowanie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki