- Zrujnował nam życie, powinien zapłacić - mówi Jan Kozodój o anestezjologu Wiesławie S. To on w 2006 roku popełnił błąd podczas banalnego zabiegu i doprowadził śliczną jak z obrazka dziewczynę do śpiączki.
- O zabiegu dowiedziałem się już po fakcie. Zadzwoniła pielęgniarka. Powiedziała, że z córką jest coś nie tak - wspomina tamte dramatyczne chwile pan Jan. Kiedy uzmysłowił sobie, że Kasia nie wyjdzie ze szczecińskiej kliniki chirurgii plastycznej o własnych siłach, że jej życie będzie odtąd wegetacją, zawalił mu się świat. Ale wiedział jedno: nie opuści ukochanej córki, zrobi wszystko, żeby ją ratować, bez względu na koszty.
ZOBACZ: Nienawidziła swoich piersi. Pokazała je, a świat się zachwycił [ZDJĘCIE]
Od tamtego czasu Kozodójowie wydali już majątek na rehabilitację Kasi. Już nie mają co zastawić, bo sprzedali wszystko, co mieli wartościowego. Nie byłoby to konieczne, gdyby nie lekarz partacz, który wyrokiem sądu miał zapłacić za swój błąd 400 tys. złotych i 5 tys. miesięcznej renty, ale od 11 lat nie zapłacił ani grosza, więc zaległości urosły już do 1,5 mln złotych. Jak to możliwe?
- Przepisał majątek na żonę, a zaraz potem ona zażądała 11 tysięcy alimentów, na co on z miejsca się zgodził. Tym sposobem pozbył się nie tylko wszystkiego, co miał, ale nawet tego, co dopiero zarobi - tłumaczy mechanizm przekrętu Jan Kozodój.
Sądowa batalia z tym przekrętem trwała kilka lat. I właśnie się zakończyła. Lekarz zastał skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu, a jego żona na rok. - Liczyłem, że w wyroku sąd nakaże też lekarzowi i jego żonie płacić solidarnie, by nie mogli się już od tego obowiązku uchylać, nie chcąc odwieszenia kary i bezwzględnego więzienia. Niestety, tego nakazu nie ma. Obawiam się, że lekarz dalej nie będzie płacił. Chyba że ruszy go sumienie - mówi Jan Kozodój.
ZOBACZ: Gojdź o przebytym zabiegu: "Wstrzyknąłem sobie kwas w dolinkę"