Lekarze porzucają dzieci chore na raka

2008-01-02 23:21

Lekarze, opamiętajcie się! Nie skazujcie chorych dzieci na dodatkowe cierpienia. Medycy z Kliniki Hematologii i Onkologii DSK w Lublinie zapomnieli o najważniejszej zasadzie swojego zawodu - "po pierwsze nie szkodzić".

Na pastwę losu zostawiają dzieciaki chore na nowotwory. Właśnie złożyli wypowiedzenia z pracy. Jeśli nie dogadają się z dyrekcją szpitala w sprawie podwyżek płac, dzieci będą musiały tułać się po całej Polsce w poszukiwaniu fachowej opieki. - Co teraz będzie z naszymi dziećmi?! - rodzice cierpiących na raka maluchów załamują ręce.

Gdy Beata Żelazko (36 l.) i jej chora na nowotwór złośliwy córka Andżelika usłyszały hiobowe wieści, zaniemówiły. Wczoraj wróciły do szpitala po przepustce na święta, a tu takie coś! - Nie ten, tylko nie ten oddział. Co z tymi dziećmi? - z desperacją kręci głową pani Żelazko. Nie wierzy, że mogło dojść do takiej dramatycznej sytuacji. A przecież AndżelikaĘ czuje się już coraz lepiej. Po 8 miesiącach kuracji pojawiły się pierwsze dobre rokowania w sprawie jej zdrowia. Beata Żelazko boi się teraz, czy kurację uda się dokończyć. Bo co będzie, jeśli nie? - Koleżanki opowiadały, że mogą nas zamknąć. Myślałam, że żartują - przypomina sobie sama dziewczynka. Dla Dariusza Jaśkowskiego (41 l.) z Tarnobrzega (Świętokrzyskie) to, co stało się w klinice, to skandal. I wie, o czym mówi. Gdy stan zdrowia jego synka Grzesia (6 l.) ulega pogorszeniu, chłopiec jak najszybciej potrzebuje specjalistycznej pomocy. W Lublinie są w ciągu dwóch godzin. - Z przerażeniem myślę, że będę teraz musiał szukać pomocy dla dziecka w Warszawie lub Krakowie - mówi wstrząśnięty ojciec.

Oddział zagrożony

Lubelska hematoonkologia jest jedną z najlepszych w kraju i jedyną w Polsce południowo-wschodniej placówką tego typu.Ę Prawda o jej przyszłości jest okrutna i ponura. Jeśli lekarze nie dojdą do porozumienia z dyrekcją szpitala, za trzy miesiące oddział przestanie istnieć.

Wymówienia z pracy lekarze złożyli 31 grudnia. Chcą więcej pieniędzy.

1700 dla lekarza

- To akt desperacji, na który zdobyliśmy się z krwawiącym sercem - tłumaczy dr Teresa Odój, starszy asystent w klinice hematoonkologii dziecięcej. Przekonuje, że po 15 latach pracy i zdobyciu trzech specjalizacji na rękę ma niecałe 1700 złotych, czyli 2600 zł brutto. Ona oraz jej koleżanki i koledzy domagają się od dyrekcji kliniki ponad 1000 zł podwyżki. Nie dostali jeszcze odpowiedzi. - Nasza praca jest specyficzna, lecząc najmłodszych pacjentów z białaczki i innych chorób nowotworowych, nie dorobimy do pensji w prywatnym gabinecie - twierdzi. Tymczasem rodzice dzieciaków, które w szpitalu przy ul. Chodźki spędzają długieĘ miesiące, są przerażeni. Nie wyobrażają sobie, aby oddział mógł przestać istnieć. Barbara Goch (48 l.) chowa twarz w dłoniach. Przecież jej córka Joanna (18 l.) może zapłacić najwyższą cenę za kłótnie o pieniądze. Próbuje jednak tłumaczyć lekarzy. - Za ich oddanie i wspaniałą pracę należy im się godna zapłata - mówi. Wtóruje jej Barbara Łukasiewicz (49 l.), mama ciężko chorego Mateuszka (13 l.). - Ich nie może tu zabraknąć - denerwuje się. - Bądźmy dobrej myśli. My kochamy te dzieci i chcemy im pomagać. Pomóżcie i wy nam - apeluje dr Odój. Ale czy zrozumieją to młodzi pacjenci? Bo to, co dzieje się w Lublinie, to przecież niejedyny przypadek, gdy lekarze odchodzą od łóżek. Sytuacja w służbie zdrowia jest dramatyczna. Nie ma praktycznie dnia, byśmy nie słyszeli o kłopotach jakiegoś szpitala z brakiem personelu medycznego. W łódzkim szpitalu specjalistycznym trzeba było odwołać planowane operacje. W Sierpcu (Mazowieckie) na oddziale ginekologiczno-położniczym pracowało wczoraj tylko dwóch lekarzy...

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają