Wystarczy spojrzeć na nową listę leków refundowanych, by stwierdzić, że Ministerstwo Zdrowia chce oszczędzać na pacjentach. Urzędnicy uznali np. że chorzy po przeszczepach zamiast drogich leków oryginalnych, które są opatentowane i zbadano ich skuteczność, mogą się leczyć lekami generycznymi, produkowanymi najczęściej bez licencji i bez badań na pacjentach. Będzie taniej, ale czy lepiej? Chorzy boją się, że nie. Jest ich w kraju ok. 15 tys. Co dzień łykają po kilka tabletek zapobiegających odrzutowi narządu. Dzisiaj za większość leków płacą po 3,20 zł. Od stycznia państwo przestaje dopłacać do wielu oryginalnych leków. Za lek zapłacą nawet ponad 45 zł. - Koszty wzrosną nawet do 800 zł miesięcznie. Czy stać będzie na nie osoby, które mają np. 700 zł renty? - pyta Eugeniusz Rydel (55 l.), prezes Stowarzyszenia "Życie po przeszczepie". Sam od sześciu lat jest po przeszczepie wątroby. Ministerstwo Zdrowia odpowiada chorym, że mogą się przestawić na leki generyczne i zapewnia, że zmiany nie spowodują krzywdy na zdrowiu. Chorzy wiedzą jednak swoje i ufają swoim lekarzom. A ci nie podzielają optymizmu ministra. "Jest pan w błędzie. Proszę nie wmawiać pacjentom, że jest wszystko jedno" - pisze do ministra prof. Marta Wawrzynowicz-Syczewska, lekarz transplantolog. I prosi go, by zmienił decyzję lub dał chorym czas, by się bezpiecznie przestawili na inne leki.
Eugeniusz Rydel (55 l.), rencista:
- Dziś wydaję na leki do kilkudziesięciu zł miesięcznie. Od stycznia będzie mnie to kosztować 800 zł. Przy 1500 zł renty to majątek. A są osoby, które mają jeszcze mniejszą niż ja rentę. Niech pan minister podpowie, jak mamy się leczyć.