Beata Pietrzykiewicz z Leonowa (woj. mazowieckie) sama nie wie, co jest najgorsze. To, że nie zobaczy już ukochanego syna, czy też to, że nigdy nie dowie się, jak zginął. Prokuratura twierdzi, że to był wypadek. Ale czy na pewno?
Feralnego wieczora Mariusz (+19 l.) wybrał się z dziewczyną Natalką (19 l.) na dyskotekę do pobliskiego Janowa. Matka twierdzi, że chłopak nigdy nie szukał zwady, a jeśli zdarzyło mu się wypić alkohol, zachowywał się kulturalnie. Co wydarzyło się podczas zabawy?
Ostatnią osobą, która go widziała, był jego brat Przemek (21 l.), który przyjechał na dyskotekę. Widział, jak Mariusz ok. godz. 2.00 poszedł do toalety i zabawił tam długo. - W pewnej chwili zobaczyłem, jak wyprowadza go dwóch ochroniarzy, miał zakrwawioną twarz - opowiada Przemek. - Gdy mnie mijał, nie poznał mnie. A gdy poszedłem za nim, zgubiłem go w tłumie - dodaje.
Gdy Przemek nad ranem spostrzegł, że jego brat nie wrócił do domu, powiadomił mamę i oboje ruszyli na poszukiwania Mariusza. Gdy nie mogli go odnaleźć, wezwali policję, która szybko znalazła chłopca. Jego ciało leżało w polu kilometr od dyskoteki. Zakrwawione i wybrudzone błotem. - Mój brat dostał w głowę, a następnie ktoś utopił go w błocie - analizuje Przemek. - Muszę poznać prawdę i odnaleźć sprawców, którzy to zrobili - rozpacza pani Beata.