Ostatnio ceny paliw znacząco spadły. Wielu kierowców, którym stan portfela czy oszczędna natura nie pozwalały do tej pory na tankowanie wysokooktanowego paliwa na markowych stacjach benzynowych, teraz śmiało może sobie na to pozwolić. Ekonomiści i specjaliści od rynku paliw oceniają, że ten trend utrzyma się jeszcze jakiś czas. Warto go więc wykorzystać – podziękuje nam za to nie tylko nasz samochód, ale i... budżet państwa.
Paliwo szybko tanieje
Według wyliczeń Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego(POPIHN) na początku ubiegłego roku statystyczny Kowalski tankując dwa razy w miesiącu oszczędzał nawet 300 zł! Wydawałoby się, że spadek cen benzyny, oleju napędowego czy gazu spowoduje szturm na stacje benzynowe. Nic bardziej mylnego – ceny są coraz niższe, za to osób kupujących paliwo coraz mniej. W rzeczywistości wcale nie tankujemy rzadziej – po prostu wielu z nas wciąż (często nieświadomie) zamiast na stacjach posiadających koncesję na obrót paliwami (a więc będących uczciwymi i płacącymi podatki firmami)kupuje w miejscach, gdzie sprzedawane są paliwa pochodzące z nielegalnego źródła. W takim przypadku możemy trafić albo na benzynę, która sprzedawana jest nielegalnie, albo też na "benzynopodobny" płyn – z dodatkiem terpentyny czy zwykłej wody.
Taka mieszanka jest zabójcza dla naszego samochodu, a jej stosowanie może również narażać nasze życie na niebezpieczeństwo. Zanim więc zatankujemy paliwo, co do którego jakości nie możemy być pewni, lepiej zastanówmy się kto na tym najwięcej skorzysta, bo na pewno nie nasz domowy budżet, który uszczuplą kolejne rachunki za naprawę silnika. Tylko sprawdzone stacje, jak na przykład te z logo ORLEN, dają nam gwarancję, że płacimy za paliwo z pewnego źródła, wysokiej jakości i legalne.
Cena naiwności
Oszczędność jest niewątpliwie zaletą, ale pod warunkiem, że podyktowana jest zdrowym rozsądkiem. Kupowanie bardzo atrakcyjnego cenowo, ale pochodzącego z niepewnego źródła paliwa z całą pewnością nie jest chlubą. Nie tylko dokonujemy w ten sposób pozornych oszczędności, ale jeszcze wspieramy tzw. "szarą strefę" (czyli handel towarami bez płacenia podatków i opłat celnych) i uczestniczymy w nielegalnym procederze. Im szybciej zdamy sobie sprawę z długofalowych konsekwencji takiego postępowania, tym lepiej.
Paliwo kupowane od sprzedawców, którzy zaopatrują się w nieznanych źródłach to nie tylko narażenie naszego samochodu na awarie, ale również budżetu państwa na straty. Zjawisko nielegalnego handlu paliwem nie jest niczym nowym, ale od kilku lat ten proceder ma naprawdę dużą skalę. Co było tego winą? Przede wszystkim luki w prawie, które oszuści sprytnie wykorzystywali.
Dużo niższe niż na autoryzowanych i godnych zaufania stacjach benzynowych ceny kusiły, a tak naprawdę negatywnie odbijały się na finansach państwa i poziomie życia zwykłych obywateli. Mniej wpływów do budżetu oznacza bowiem mniej funduszy na budowę dróg, mniej połączeń kolejowych, niższą jakość opieki medycznej czy szkolnictwa. Kupując więc "lewe" paliwo oszczędzamy tylko trochę, a tracimy dużo więcej i w dłuższym okresie czasu.
Wypracowane zaufanie
Większość pieniędzy, jakie tracimy na handlu paliwami w "szarej strefie" to niezapłacony podatek VAT. Ale nie tylko – drobni oszuści i wielkie organizacje przestępcze nie płacą również akcyzy. Straty trudno dokładnie oszacować, ale idą w miliardy złotych! Kupując paliwa z "niepewnego źródła" nie tylko uderzamy w budżet państwa, ale także w uczciwe firmy. W ten sposób zabija się zdrową konkurencję, niszczy przedsiębiorców i odbiera miejsca pracy wielu ludziom. Zanim więc zatankujemy nasze auto na stacji, gdzie ceny są podejrzanie niskie, zastanówmy się poważnie, ile tracimy na tej "oszczędności".
Milionowe stratyNa podstawie informacji z Ministerstwa Finansów można oszacować, ze w 2013 nasz kraj stracił na nielegalnym handlu paliwami ponad 1 315 mln zł, zaś tylko w pierwszej połowie ubiegłego roku – ponad 1 122 mln zł. |