Takiej wiadomości pan Grzegorz wolałby nigdy nie otrzymać. - Zadzwoniła do mnie pracownica z Leszna i powiedziała, że nasz pawilon się pali - opowiada o nieszczęsnym wieczorze pan Grzegorz. Gdy dojechał na miejsce, nie wytrzymał stresu.
Karetka zabrała go do szpitala. Może to i lepiej, że nie widział walki strażaków z żywiołem, bo takiego pożaru nie było w Lesznie od lat. Przez ponad 13 godzin blisko 80 strażaków walczyło z ogniem.
- Gdy wyszedłem ze szpitala, poszedłem na to pogorzelisko - opowiada pan Grzegorz. Z salonu nie zostało nic. Dosłownie. Spłonęły meble, dokumenty. - W pewnej chwili spostrzegłem obraz Jana Pawła II. To niesamowite, bo był praktycznie nienaruszony - mówi wzruszony mężczyzna.
Patrz też: Czarna Białostocka: Sylwia Mickiewicz uratowała sąsiadów z pożaru
Obraz, przepasany kirem, pan Grzegorz postawił niedaleko kasy w dniu śmierci Papieża Polaka. - Był z nami od tamtej pory aż do pożaru. To cud, że spalił się mebel, na którym stał, a on pozostał nietknięty - mówi pan Grzegorz i dodaje, że inaczej nie potrafi sobie tego wytłumaczyć. - Mam nadzieję, że to dobry znak na przyszłość, że poradzę sobie jednak w życiu - dodaje na koniec.