Jeśli Lech Wałęsa dotrzyma swojej obietnicy, to Libertas będzie miał nie lada problem. Dlaczego? Ponieważ były prezydent zapowiedział, że pojedzie na kolejną konwencję eurosceptyków i będzie przekonywał ich do głosowania za Traktatem z Lizbony. Rzecz w tym, że ma to być jeden z największych zjazdów Libertasu i odbędzie się w samej jaskini smoka - w Irlandii.
Dla Ganleya byłaby to wręcz katastrofa. To właśnie on i jego ugrupowanie wstrzymali przyjęcie dokumentu nazywanego przez niektórych nową europejską konstytucją. Libertas wzywał do odrzucenia Traktatu przed zeszłorocznym referendum w Irlandii i swego dopiął.
Teraz jednak referendum ma być powtórzone. Sondaże wskazują, że część mieszkańców Zielonej Wyspy zmieniła zdanie i chce teraz głosować na "tak" dla Lizbony - szanse są na razie wyrównane, ale przeważyć może głos Wałęsy, uznawanego na świecie za autorytet.
Jeśli były prezydent rzeczywiście będzie lobbował za Traktatem, może się okazać, że Ganley za własne pieniądze (Wałęsa dostaje za każdy występ na konwencji Libertasu 100 tys euro) zafundował sobie sromotną klęskę.
Libertas pożałuje współpracy z Wałęsą
Czy to możliwe, żeby "Wielki Elektryk" przechytrzył Declana Ganleya, człowieka, który dał psztyczka w nos całej Unii Europejskiej? Wszystko wskazuje na to, że tak! Lech Wałęsa zamierza przekonywać Irlandczyków do Traktatu lizbońskiego i to pod szyldem Libertasu.