Dla rolnika żniwa to świętość. Dlatego, gdy Leszkowi Wiatrowskiemu zabrakło pieniędzy na paliwo, nie wahał się ani chwili. – Żona znalazła tę firmę w internecie – wspomina. Żeby dostać pożyczkę w wysokości 20 tys. zł, musiał podpisać notarialny akt tzw. przewłaszczenia na zabezpieczenie. Zabezpieczeniem były jego maszyny rolnicze.
– Nie zdawałem sobie sprawy z tego, co podpisuję. Każdego miesiąca spłacałem wysoką ratę, a oni przesyłali mi aneksy do przedłużenia umowy o kredyt – mówi pan Leszek.
Rolnik nie wiedział, że każdorazowe przedłużenie takiej umowy to dla niego koszt… 1500 zł. Dlatego teraz jego dług to ponad 30 tys. zł. - Jakby tego było mało, zabrali mi traktory, paszowóz, siewnik, opryskiwacz warte 120 tys. zł. Nie mam jak wykarmić krów – rolnik załamuje ręce.
– Złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez spółkę, która udzieliła pożyczki – informuje Marcin Machyński, radca prawny z Poznania, pełnomocnik rolnika.
Spółka pożyczkowa z Warszawy nie ma sobie nic do zarzucenia. Jej przedstawiciele twierdzą, że rolnik doskonale wiedział, co i na jakich warunkach podpisuje. – Poza obrotem konsumenckim pożyczki na wyższy procent są co do zasady w pełni dopuszczalne – tłumaczy Andrzej Wilk. A maszyny rolnicze? - Kontrahent może je odzyskać nawet po częściowej wpłacie – dodaje prawnik.
– To ile mam jeszcze tym lichwiarzom zapłacić? – pyta pan Leszek.