Częste zmiany szkół i nauczycieli źle wpływają na dzieci, a obecne niektóre metody nauczania powodują zdziecinnienie u uczniów - tak uważa kierownictwo MEN. Stąd potrzeba zmian. Zgodnie z obietnicą, w piątek Anna Zalewska przedstawiła nowelizację ustawy oświatowej. Uczniowie będą się uczyć w ośmioletniej szkole podstawowej. Po zdaniu egzaminu końcowego będą mieć do wyboru: 4-letnie liceum ogólnokształcące, 5-letnie technikum oraz 3-letnią szkołę branżową I stopnia i ewentualnie 2-letnią szkołę branżową II stopnia, po ukończeniu której będzie można przystąpić do branżowej matury. Obowiązek szkolny obowiązuje od 7. do 18. roku życia.
W nowych szkołach będą nowe podręczniki, pewnie z nowymi treściami. Do szkół zostanie wprowadzona m.in. gra w szachy, która "doskonale wzmacnia naukę matematyki". Będzie rezygnacja z tzw. bloków przedmiotowych, w ich miejsce pojawią się przedmioty. - Nauczanie blokowe infantylizuje niepotrzebnie uczniów - powiedziała Zalewska.
Zmiany będą duże. A koszty? Żadne koszty przekształcenia - mówi minister. Są za to oszczędności, np. na dowozie uczniów do szkół i na darmowych podręcznikach. Zdaniem MEN w najbliższych 10 latach samorządy nie będą musiały wydać ok. 3 mld zł.
Minister skierowała wczoraj nowe przepisy do konsultacji. Zapewniała na konferencji, że wszystko jest pod kontrolą, reforma jest przemyślana i odpowiedzialna. - Właśnie rozpoczyna się szaleństwo, to początek wielkiego chaosu - krytykuje reformę poprzednia minister Joanna Kluzik-Rostkowska (52 l.). Oby jej słowa nie były proroctwem, zwłaszcza we wrześniu 2019 roku, kiedy do pierwszych klas liceów, techników i branżówek pójdzie podwójna liczba uczniów. W pierwszych klasach spotkają się dwa roczniki - ci, którzy dziś są w szóstej klasie i za rok trafią do siódmej klasy, oraz ci, którzy są obecnie w I klasie gimnazjum. Zamiast 300 tysięcy uczniów w ławkach usiądzie ok. 700 tysięcy. Oj, będzie ciężko...
ZOBACZ: Joanna Kluzik-Rostkowska o likwidacji gimnazjów: "To jest szaleństwo"