Ewę W. widziano jeszcze rano w niedzielę, na kilka godzin przed tragedią. - Była sama, spacerowała. Nawet się uśmiechnęła - opowiadała osoba, która ją spotkała. - Wybierała się z dziećmi do kościoła. Na mszę o godz. 12.30 - dodaje. Zapewne dlatego najstarsza córka Ola (12 l.), która spała u babci, przyszła do domu o godz. 12.15. Gdyby pojawiła się wcześniej
- Śmierć całej trójki nastąpiła między godz. 11 a 12 - informuje Barbara Bandyga, szefowa prokuratury w Stalowej Woli. Wczoraj w zakładzie medycyny sądowej w Krakowie odbyła się sekcja zwłok matki i jej dzieci. Wojtuś umarł z wykrwawienia, po poderżnięciu mu gardła. Madzia również miała potwornie okaleczoną szyję, mimo to nie wiadomo, czy to była przyczyna jej śmierci. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że mogła być uduszona. Ewa T. była najbardziej zmasakrowana, miała poderżnięte gardło, uszkodzoną rękę w nadgarstku, przebitą nożem klatkę piersiową i płuco.
Czy Ewa W. zrobiła to sama, czy w mieszkaniu zjawił się ktoś obcy? Prokurator Bandyga nie chce jeszcze odpowiadać na to pytanie. - Charakter obrażeń nie wyklucza żadnej z wersji - ucina. - Pobraliśmy próbki krwi i odciski palców z noża znalezionego w domu. Biegli mają też zbadać laptop należący do kobiety. Śledztwo trwa - dodaje prokurator.