To już trwa stanowczo zbyt długo! Blisko dwa lata temu opisaliśmy straszną śmierć Szymusia, która wstrząsnęła całą Polską. Pęknięta wątroba, stłuczone serce i wewnętrzny krwotok. Maluszek nie miał szans, by przeżyć z tak rozległymi obrażeniami.
Niewinne dziecko zakatował "przyjaciel" jego matki. "Super Express" domagał się jak najsurowszej kary dla tego zwyrodniałego mordercy. Prokuratura oskarżyła Tomasza M. (23 l.) o pobicie ze skutkiem śmiertelnym - na więcej niestety nie pozwala polskie prawo. I chociaż prokuratorzy nie mieli wątpliwości, że to ten mężczyzna tak bestialsko skatował biedne dziecko, Sąd Okręgowy w Elblągu uwierzył zwyrodnialcowi, że niechcący upadł na dziecko, i uznał, że śmierć Szymusia to... wypadek! Oprawca dostał karę ledwie dwóch lat więzienia, a na dodatek już na sylwestra został wypuszczony z aresztu.
Po naszych publikacjach prokuratura doprowadziła do apelacji. Kat Szymusia miał stanąć ponownie przed sądem. Miał, bo na razie dosłownie zapadł się pod ziemię. Od kilku dni bezskutecznie szuka go policja. W piątek sąd wydał za nim list gończy.
Nawet po blisko dwóch latach ciężko wspominać wstrząsającą historię Szymusia. Dziecko w swoim króciutkim życiu kilka razy trafiało skatowane do szpitala. Najpierw chłopczyk miał złamaną rączkę, potem nóżkę. Nikt nie zadał sobie wtedy pytania, skąd te obrażenia, skąd sińce na jego malutkim ciałku... Nikt nie stanął w obronie niewinnego, bezbronnego chłopczyka. Aż w końcu doszło do tragedii.