Andrzej W. (62 l.) zgłosił się na komendę 9 listopada. Opowiedział, że gdy przyjechał z przesyłkami pod blok przy ul. Modzelewskiego i wszedł do zsypu, gdzie zawsze zostawiał swój rower, nagle został zaatakowany przez nieznanego mężczyznę. Napastnik miał go obezwładnić gazem, przykuć kajdankami i okraść.
- Policjanci, którzy prowadzili sprawę, wytypowali kilka osób, które mogły mieć z nią związek. Wtedy okazało się, że jeden z wytypowanych mężczyzn w dniu rzekomego napadu kontaktował się z listonoszem - opowiada asp. Mariusz Mrozek (40 l.) ze stołecznej policji. Niestety, funkcjonariuszom tak długo zajęło odkrywanie prawdy, że pieniądze zdążyły w magiczny sposób zniknąć. Co się z nimi stało? Nie wiadomo. Przestępcy prawdopodobnie je ukryli albo wydali. Obaj staną przed sądem.
- Odpowiedzą za przywłaszczenie pieniędzy. 62-latek usłyszał także zarzut składania fałszywych zeznań i został objęty policyjnym dozorem. Natomiast 39-latek trafił na 3 miesiące do aresztu. Grozi im kara do 5 lat więzienia - wyjaśnia asp. Mrozek.