Ta niewyobrażalna tragedia wydarzyła się w sobotnie popołudnie na osiedlu Dąbrowa w Łodzi. Dochodziła godzina 16:30, gdy czteroletni Czarek, który pozostawał pod opieką swojej babci i konkubenta matki, wspiął się na stojącą pod oknem wersalkę, a z niej wdrapał się na parapet. Pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że okno jest otwarte. Po prostu chciał przez nie wyjrzeć. Chwilę później stracił równowagę, zachwiał się i poleciał.
- Spadł z szóstego piętra. O, tu, na trawnik – pokazują wstrząśnięci sąsiedzi. Nie mogą się nadziwić, że dwoje dorosłych ludzi nie upilnowało malca. - Musieli go zostawić samemu sobie – domyślają się.
Przechodnie natychmiast wezwali pomoc. Ale chociaż karetka pogotowia dotarła na miejsce naprawdę szybko, a ratownicy przez kilkadziesiąt minut reanimowali Czarka, nie udało się uratować mu życia. Gdy lekarz stwierdził zgon, do akcji przystąpili policjanci, którzy zjawili się razem z pogotowiem. Zabezpieczyli miejsce tragedii i zatrzymali opiekunów chłopca - 69-letnią babcię i 42-letniego partnera matki
- Kobieta była trzeźwa, mężczyzna zaś miał w organizmie 2,6 promila alkoholu – mówi Adam Kolasa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Dziś obydwoje mają zostać przesłuchani. Prawdopodobnie usłyszą zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia osobę, nad którą sprawowali opiekę. To przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 5.
Wczoraj w miejscu tragedii pojawił się biologiczny ojciec Czarka. Od pewnego czasu nie mieszkał z matką dziecka. Zapłakany padł na ziemię tam, gdzie życie stracił jego ukochany synek.
- Dlaczego... dlaczego nie żyjesz... - łkał. Nie mógł pogodzić się z tym, że nie zobaczy już swojego dziecka. Nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że zginął.
- Zwłoki dziecka zabezpieczono do dyspozycji prokuratury. Policjanci przesłuchali już w sprawie sąsiadów, a także przeprowadzili szczegółowe oględziny miejsca zdarzenia – dodaje Kolasa.