Zamężna, wiodąca spokojne życie Danuta G. pracuje jako położna w jednym z łódzkich szpitali. Zarabia niewiele. Kilka lat temu nagle spadła na nią wiadomość o ciężkiej chorobie brata. Potrzebne były pieniądze na ratowanie jego życia. - Nie miałam ich, więc poszłam do banku po pożyczkę - mówi. - Niestety, brat zmarł, a ja zostałam z kredytem. Musiałam brać kolejne pożyczki, żeby mieć na spłatę rat - tłumaczy.
W ten sposób uzbierało się aż 80 tys. zł długów. Pani Danuta robiła wszystko, by spłacać raty na bieżąco. Ale wtedy na życie zostawało jej 600 zł. Ratowała się więc kolejnymi pożyczkami, tym razem od sąsiadów. W końcu jednak i tych nie była w stanie oddać.
Zdesperowana, gdy wracała do domu z zakupów, wstąpiła do banku, tego samego, w którym regularnie opłacała swoje rachunki. - Potrzebuję pieniędzy - powiedziała do kasjerki. - Chce pani wypłacić je z konta? - spytała Elżbieta M. - Nie. To jest napad! - odpowiedziała położna, trzymając w ręku nóż. - Wzywam policję! - krzyknęła kasjerka, nie dając się sterroryzować.
Przerażona Danuta G. czym prędzej czmychnęła. Została zatrzymana dwa dni później. Teraz stanęła przed sądem.- Potrzebowałam tylko 3 tys. zł, żeby oddać długi sąsiadom - mówiła. - Gdyby w kasie było więcej gotówki, to kazałabym odliczyć taką kwotę. Nie byłam jednak zdolna do tego napadu.
Choć za usiłowanie rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia najniższa kara to trzy lata więzienia, prokurator, jak i obrońca wnosili o wyjątkowo łagodne potraktowanie oskarżonej. Sąd się z nimi zgodził i skazał ją na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Danuta G. dalej pracuje w szpitalu. Część długów już spłaciła. Zostało jej jeszcze 50 tys. zł.