Do napadu na bank przy ulicy Kurczaki w Łodzi doszło w październiku 2000 roku. Do niewielkiej placówki wpadło trzech uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. Czwarty stał na czatach. Z kasy ukradli 24 tysiące złotych i uciekli.
- Dwa dni po skoku wyjechałem do Hiszpanii - mówi Andrzej B. Policjanci z Łodzi szybko zatrzymali wspólników Andrzeja B. Dwóch z nich już dawno temu usłyszało wyroki, trzeci zmarł. Tylko Andrzej B. pozostawał nieuchwytny.
Ale z czasem życie na obczyźnie zaczęło mu doskwierać, a sumienie coraz częściej dawało o sobie znać. W końcu gryzło go tak mocno, że postanowił wrócić do Polski. Tuż przed końcem ubiegłego roku pojawił się w jednym z łódzkich komisariatów policji.
- To mnie szukacie od 11 lat - powiedział zdumionym policjantom. Sąd wziął pod uwagę jego skruchę i wymierzył mu karę trzech lat więzienia.