Strażnicy miejscy w takie wymówki nie wierzą. Panu Januszowi też nie chcieli. Ten zaś nie pozwolił im się wylegitymować. Efekt - wzajemne oskarżenia, sprawa w sądzie i... widmo trzech lat więzienia dla samarytanina.
Do całej awantury by nie doszło, gdyby nie łódzcy radni. To oni właśnie wprowadzili w całym mieście zakaz dokarmiania gołębi. Inne ptaki można żywić do woli.
- No i ja zawsze dawałem jeść moim ulubionym wróblom - zapewnia pan Janusz. - Problem w tym, że nim one przylecą, jako pierwsze na miejscu zjawiają się gołębie.
Straż miejska poskarżyła się prokuraturze
Inne spojrzenie na całą sprawę mieli strażnicy miejscy, którzy postanowili wylegitymować mężczyznę dokarmiającego ptaki.
- Nie zgodziłem się - mówi Fatyga. - Wtedy wykręcili mi ręce, zaprowadzili do samochodu i zawieźli na komisariat, gdzie spisano moje dane.
Pan Janusz tego samego dnia złożył zawiadomienie o przekroczeniu uprawnień przez strażników. Ci odwdzięczyli się mężczyźnie, składając wniosek o jego ukaranie, bo naruszył ich nietykalność cielesną. Prokurator uwierzył funkcjonariuszom i oskarżył Fatygę.
Rozprawa już we wtorek. Niezależnie od jej wyniku, na sporze zyskają... gołębie. Radni bowiem postanowili pójść po rozum do głowy i prawdopodobnie zniosą zakaz ich dokarmiania. W tej kwestii w Łodzi powrócić ma ptasie równouprawnienie.