O tym, że coś niepokojącego może dziać się w mieszkaniu małżonków, policję zawiadomiła ich córka. Nie mogła skontaktować się z matką, a ojciec nie chciał wpuścić jej do mieszkania.
Gdy policjanci zapukali do jego drzwi w kamienicy przy ul. Odyńca, powiedział im, że żona zmarła, a on skremował jej ciało. Urnę z prochami miał trzymać w mieszkaniu. Policjantów zaniepokoił jednak fetor wydobywający się ze środka.
Tam na tapczanie leżało potwornie okaleczone ciało Elżbiety M. Z głowy została obgryziona do kości czaszka! W innych miejscach też były ślady kłów. Marek Maślerz został zatrzymany do wyjaśnienia, a biegli sądowi przeprowadzili sekcję zwłok jego żony.
Jak zmarła żona
Wynika z nich, że kobieta najprawdopodobniej zmarła z przyczyn naturalnych. A rany na jej ciele spowodował pies, którego właściciel od śmierci żony nie karmił. On sam też był pokąsany przez czworonoga.
Dlaczego jej nie pochował
Maślerz został już zwolniony. Śledczy wyjaśniają teraz, dlaczego nie pochował żony. Być może usłyszy zarzut zbezczeszczenia zwłok. On sam sprawia wrażenie, jakby wydarzenia ostatnich tygodni do niego nie docierały.
- Nie pochowałem jej, bo to dobra gospodyni była - mówi. - Gdy zmarła, załamałem się. Świat zawalił mi się na głowę. Kompletnie straciłem kontakt z rzeczywistością. Nie wiem, co się przez ten czas działo - dodaje.