ŁÓDŹ; MARIUSZ N. ZATŁUKŁ ŻONĘ siekierą, bo zbankrutował

2011-11-08 20:02

To miał być interes życia. Ale piękny, duży dom weselny na południowych obrzeżach Łodzi zamiast spodziewanych zysków zaczął przynosić coraz większe straty. Tak wielkie, że jego właściciel Mariusz N. (49 l.) nie miał już pomysłu, jak wyjść z finansowych tarapatów. Zdesperowany najściami wierzycieli siekierą zarąbał żonę i usiłować odebrać życie sobie. Nieskutecznie. Teraz za morderstwo grozi mu dożywocie.

Mariusz N. i jego żona Jadwiga (+50 l.) osiem lat temu kupili kawałek ziemi przy ulicy Gościniec w Łodzi. Zaciągnęli kredyt i wybudowali tam dom weselny z częścią mieszkalną dla siebie.

Początkowo interes szedł nieźle. Wesela odbywały się tam co tydzień. Ale z czasem w niedalekim sąsiedztwie zaczęły powstawać podobne lokale. Z tą różnicą, że oferowały gościom oprócz zabawy i sytego jadła także miejsca noclegowe. Mariusz N. w swoim przybytku nie miał pokoi gościnnych. Zaczął więc tracić klientów.

- Ostatnio, jak miał jedno wesele w miesiącu, to było nieźle - mówią jego sąsiedzi.

MARIUSZ N. CHCIAŁ ŻEBY ŻONA SIĘ WYKRWAWIŁA

Raty kredytu trzeba było spłacać, pracownikom pensje wypłacać, a i samemu coś odłożyć na życie. Pieniędzy przestało wystarczać. Mężczyzna postanowił się przebranżowić. Kilkanaście dni temu zdjął szyld domu weselnego, a w jego miejsce chciał stworzyć dom spokojnej starości. Cała sytuacja jednak najwyraźniej go przerosła, bo na pierwsze zyski mógł liczyć dopiero w perspektywie kilkunastu miesięcy. Tymczasem wierzyciele zaczęli pukać do jego drzwi. Nie widząc innego wyjścia, postanowił zabić żonę i odebrać sobie życie. W części balowej swojej restauracji siekierą zarąbał Jadwigę N. Dodatkowo ponacinał jej tętnice, by się szybko wykrwawiła. Potem nożem podciął sobie gardło.

Życie uratował mu syn, który niespodziewanie zjawił się w lokalu swoich rodziców. Desperat bankrut trafił już do aresztu. Odpowie za śmierć swojej żony, a długi i tak ściągnie z niego komornik.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki