Paulina Ż. mieszkała w wieżowcu przy ul. Aleksandrowskiej w Łodzi razem ze swoim partnerem Kamilem P. (30 l.) i synem Igorem (4 l.). Sąsiedzi twierdzą, że między rodzicami chłopca często dochodziło do awantur. Policja jednak w tym domu nigdy nie interweniowała.
Przeczytaj koniecznie: Argentyna: Skoczyła z wieżowca i żyje
- Nikt nie zgłaszał nam, że może dziać się tam coś niepokojącego - mówi Joanna Kącka (37 l.) z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Okoliczności wypadku Pauliny Ż. też nie są do końca jasne. Najprawdopodobniej po kłótni z partnerem postanowiła popełnić samobójstwo. Weszła na parapet okna, 24 metry nad ziemią. Kiedy Kamil P. próbował ją ściągnąć, zagroziła, że się rzuci. Mężczyzna zadzwonił po policję.
- Jako pierwszy zaalarmował nas o tym, co się dzieje - mówi Kącka. - Jeden z sąsiadów także słyszał słowa kobiety, że się rzuci.
Nim policjanci przyjechali na miejsce, Paulina Ż. wypadła z okna. Połamana, z licznymi obrażeniami wewnętrznymi leżała na ziemi. Żyła. Karetka natychmiast przewiozła ją do szpitala. Tu przeszła dwie skomplikowane operacje klatki piersiowej. Trzeci zabieg - zmiażdżonej miednicy - wykonano w specjalistycznym szpitalu w Otwocku. Postępowanie w sprawie wypadku wszczęła łódzka prokuratura. Śledczy przesłuchali już najbliższych Pauliny. Zeznali, że Kamil P. się nad nią znęcał i dlatego chciała popełnić samobójstwo. Jeżeli te informacje by się potwierdziły, mężczyźnie może grozić nawet 12 lat więzienia.
- Szkoda, że nikt wcześniej nas o tym nie zawiadomił, być może udałoby się uniknąć tej tragedii - mówi Kącka.
Patrz też: Cud! Przejechał po nim pociąg i żyje