Pociąg Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej relacji Łódź Widzew – Chociszew wyjechał punktualnie o godzinie 10.58. Po kilku minutach miał się zatrzymać na kolejnej stacji Łódź Dąbrowa. Gdy maszynista miał już ją w zasięgu wzroku, nagle zza rosnących przy torach krzaków prosto pod czołowy wagon wszedł mężczyzna.
- Znajdował się w odległości dosłownie kilku metrów – miał potem zeznać prowadzący skład. - Bez względu na to, z jaką prędkością bym jechał, nie ma żadnych szans, żeby na tak krótkim odcinku się zatrzymać.
51-latek dostał się prosto pod koła pociągu, które przecięło jego ciało na pół. Sam pociąg wyhamował dopiero kilkadziesiąt metrów dalej.
Policjanci muszą teraz ustalić, dlaczego do wypadku doszło. Wiadomo, że w miejscu tragedii piesi bardzo często przechodzą przez tory w niedozwolonych miejscach korzystając z wydeptanych wśród roślinności ścieżek. Być może więc zmarły nie zachował należytej uwagi. Z drugiej strony śledczy nie wykluczają również samobójstwa.
- Bierzemy pod uwagę wszystkie możliwości – mówi Marcin Fiedukowicz z łódzkiej policji.
Wiadomo, że maszynista był trzeźwy. Po wypadku tor, po którym poruszał się pociąg, był zablokowany przez wiele godzin, a na miejscu trwały oględziny z udziałem prokuratora i medyka sądowego.