Pierwsza rozprawa przybrała nieoczekiwany obrót, bo na samym jej początku prowadzący sprawę sędzia Przemysław Zabłocki zakazał ujawniania jakichkolwiek danych osobowych mordercy. Media nie mogą – jak to jest w zwyczaju – podać jego imienia i pierwszej litery nazwiska.
Do zdarzenia doszło pod koniec maja ubiegłego roku na łódzkim osiedlu Olechów. Obaj panowie spotkali się tam w okolicy pergoli na śmietnik. Znali się od dawna. Tym razem jednak nie było wymiany uprzejmości. Oskarżony zarzucił panu Ireneuszowi, że ma coś wspólnego ze zniknięciem jego torby. Doszło do awantury. Mężczyźni zaczęli się szarpać.
- Odepchnąłem Irka, a on upadł na plecy – opowiada podpalacz. - Wtedy zobaczyłem jakąś butelkę z resztkami alkoholu. Wylałem zawartość na niego. Potem zapaliłem papierosa. Zapałkę, którą go podpalałem odruchowo rzuciłem przed siebie. Spadła akurat na jego spodnie. Zaczął się palić. Byłem w szoku więc uciekłem.
Na ratunek płonącemu mężczyźnie ruszyli przechodnie. Nim jednak ugasili ogień, pan Ireneusz doznał niewyobrażalnych poparzeń. Trafił do szpitala, gdzie zmarł.
Zabójca wpadł w ręce policjantów po kilku dniach. Wtedy przyznał się do winy, przed sądem bronił się, że to był przypadek.