Wiadomość o raku spadła na panią Agnieszkę jak grom z jasnego nieba pod koniec 2011 roku. Trzy miesiące po narodzinach jej drugiej córeczki, Jagódki. W domu była jeszcze o rok starsza Weronika, ich mama miała więc dla kogo żyć.
Rozpoczęła się ciężka walka o przetrwanie. Po kilku miesiącach kobieta położyła się na stół operacyjny.
- Prawdę mówiąc, myślałam wtedy, że już do domu nie wrócę – wspomina dziś.
Lekarze wycieli jej trzustkę, część dwunastnicy, żołądka i śledziony. Długimi miesiącami pani Agnieszka dochodziła do siebie. Po wielu nieprzespanych nocach, chwilach zwątpienia i momentach radości, z roku na rok jej wyniki badań były coraz lepsze, aż w końcu usłyszała, że nowotwór został pokonany.
- Wtedy postanowiliśmy spełnić z mężem moje wielkie marzenie, bo zawsze chciałam mieć troje dzieci – opowiada.
Do kolejnej ciąży przygotowywała się pod czujnym okiem lekarzy. Gdy już w nią zaszła pozostawała pod ich stałą opieka. W końcu w łódzkim szpitalu Centrum Zdrowia Matki Polki nastąpiło szczęśliwe rozwiązanie.
- Pacjentka była tak zmotywowana, że siłami natury, z naszą skromną pomocą, urodziła Milenkę – wyjaśnia Michał Krekora, zastępca ordynatora kliniki położnictwa.
- Trudno opisać, jak bardzo jestem szczęśliwa – mówi wzruszona mama.