Lista obrażeń spowodowanych przez Adriana M., którą prokurator odczytywał z aktu oskarżenia, liczy kilkanaście pozycji. Najpoważniejsze z nich to ciężkie uszkodzenie mózgu, pęknięcie kości czaszki, odma płucna. Każde z nich mogło doprowadzić do śmierci. Pan Dariusz żyje, bo w porę nadeszła pomoc lekarska.
Jego dramat zaczął się zupełnie niewinnie. We wrześniu 2017 r. wrócił wieczorem z żoną i 5-letnią córeczką z działki. Rodzina rozpakowywała w domu bagaże, a on wyszedł przed blok, w którym mieszka, zapalić papierosa. Nigdy nie palił przy dziecku. Pech chciał, że w pobliżu stał Adrian M. w towarzystwie dwojga znajomych. Raczyli się alkoholem.
- Zachowywali się głośno, więc poprosiłem, żeby się uspokoili - opowiada Dariusz Bartosik. - Oni mi wtedy pokazali butelkę czystej wódki i zapytali się, czy się z nimi napiję. Nie spożywam takich alkoholi, więc odmówiłem. Zaproponowałem jednak, że mogę im przynieść sok z domu. Wtedy musiałem zostać uderzony, bo nic więcej nie pamiętam. Obudziłem się na oddziale intensywnej terapii w szpitalu.
Mężczyzna trafił tam nieprzytomny. Przez sześć dni był w śpiączce.
Jak wynika z relacji świadków, Adrian M., gdy zadał pierwszy cios, po którym pan Dariusz padł na ziemię, skakał mu po głowie, kopał w klatkę piersiową. Przestał, gdy w pobliżu pojawił się sąsiad katowanego mężczyzny. Ten wezwał pomoc.
Adrian M. został zatrzymany i trafił do aresztu. Przed sądem odpowiada za spowodowanie u swojej ofiary ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Przyznał się do winy. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Dariusz Bartosik domaga się od niego również 50 tys. zł zadośćuczynienia.
Zobacz także: Rawicz: Matka POBIŁA 10-miesięczną córeczkę. Dziecko trafiło do szpitala