11-letnia Julia została uprowadzona w poniedziałek, gdy po powrocie ze szkoły razem z koleżankami bawiła się niedaleko swojego domu. Została zabrana przez porywacza do samochodu. Oboje odjechali w nieznanym kierunku. W poszukiwania dziewczynki zaangażowano kilkuset policjantów. Ale po kilku godzinach została uwolniona w pobliżu miejsca, gdzie mieszka. Wtedy śledczy sporządzili portret pamięciowy kidnapera, wyznaczono też nagrodę za pomoc w jego ujęciu.
Gdy opublikowano jego portret, spakował torbę z jedzeniem, włożył ciepłe ubranie i ukrył się w lesie pod Łodzią. Tam w środę wytropił go pies policyjny.
Zaraz po zatrzymaniu śledczy ostro zabrali się do zbierania dowodów. Badali samochód, którym Robert T. miał przewozić dziewczynkę. Przesłuchiwali świadków, którzy pomogli mu wypchnąć zakopane w błocie auto, kiedy przebywała w nim Julia. Rano cały materiał dowodowy został przekazany prokuraturze Łódź-Górna. Tuż po godz. 13. Robert T. został tam przewieziony na przesłuchanie. Budynek był pilnowany przez kilkudziesięciu policjantów. Obawiano się, że może dojść do linczu na porywaczu.
W prokuraturze usłyszał zarzuty. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że oprócz porwania a także doprowadzenia dziecka do poddania się innej czynności seksualnej. To przestępstwa zagrożone karą 8 lat pozbawienia wolności.
Dowiedzieliśmy się, że prokuratura rozważa skierowanie mężczyzny na badania psychiatryczne.
Robert T. nie ma dzieci ani żony. Pozostawał w związku z konkubiną. Ostatnio nigdzie nie pracował. Mieszkał pod Łodzią. Najprawdopodobniej prokuratura skieruje do sądu wniosek o zastosowanie wobec niego tymczasowego aresztu.