Pan Wiesław od dawien dawna mieszkał w jednym z czteropiętrowych bloków przy ul. Hipotecznej w Łodzi. Był niezwykle lubiany i szanowany przez sąsiadów. Przez wiele lat pracował jako ławnik w jednym z łódzkich sądów. Rok temu pochował żonę.
W miniony czwartek około południa jego syn Wojciech (61 l.) odwiózł go samochodem do domu. Jak zwykle wysadził go w pobliżu bloku i uważnie patrzył, jak tata zmierza w stronę klatki schodowej. Czy mógł przypuszczać, że widzi go żywego po raz ostatni? Bo to, co zdarzyło się kilkadziesiąt sekund później, było jak senny koszmar.
Starszy pan miał do przejścia zaledwie kilkanaście metrów. Aby dostać się do klatki schodowej, musiał przejść obok śmieciarki. Maszyna stała, bo jej kierowca czekał na kolegę, który właśnie zamykał pergolę z ustawionymi w niej pojemnikami na śmieci. Jak potem zeznał, widział Wiesława P. w pobliżu pojazdu, ale był przekonany, że mężczyzna już odszedł. Dlatego ruszył. I to był wyrok na emeryta. Potracony, przewrócił się na bruk, a po chwili zmiażdżyły go koła śmieciarki.
- Na miejscu wypadku zabezpieczyliśmy ślady, które pomogą w ustaleniu jego przebiegu - mówi Joanna Kącka (43 l.) z łódzkiej policji. Wiadomo, że 52-letni kierowca śmieciarki był trzeźwy. Ustalono też, że pojazd poruszał się z bardzo małą prędkością. Mimo to idący o kulach emeryt nie zdążył uskoczyć. Zginął na oczach syna.