Pierwszemu życie uratował dwa miesiące temu, gdy wracał do Łodzi z podróży. Przejeżdżając przez Wielkopolskę, natknął się na poranionego, leżącego w rowie przy drodze czworonoga. - Widać było, że potrącił go jakiś samochód - wspomina. - Był na skraju wyczerpania - dodaje. Pan Andrzej zawiózł go do weterynarza. Dziś zranione zwierzę czuje się już dobrze i ma nowy dom.
Kolejny piesek wpadł do studzienki kanalizacyjnej. Przez blisko tydzień słychać było w okolicy jego ujadanie. Niechybnie zginąłby z głodu, gdyby z pomocą nie przyszedł mu Andrzej Gorący. Wyciągnął go i odwiózł do schroniska dla zwierząt.
Kolejny uratowany przez niego pies pływał na lodowej krze po jednym z łódzkich stawów. Wyciągnął go na brzeg. - Pewnie ktoś inny na moim miejscu zrobiłby to samo - mówi skromnie.