Sławomir Zalewski siedział nieopodal kierowcy, szum silnika zagłuszył kroki napastnika, który zbliżył się od tyłu. Nagle poczuł tępe uderzenie w głowę, sekundę później drugie. Odruchowo odwrócił się i zasłonił rękoma. To prawdopodobnie ocaliło mu życie. Ostry jak brzytwa tasak zamiast w głowę spadł na jego dłoń. Pan Sławomir zobaczył tylko, jak od jego ręki odpada palec. Wtedy ujrzał jego - oszalałego mężczyznę. Poraniony nie rozumiał, skąd ten atak. Wiedział tylko jedno - musi go przeżyć. A szaleniec ciął dalej, w jego oczach było widać dziką furię.
- Byłem zszokowany, ale pomógł mi kierowca - mówi pan Sławomir. Mężczyzna zatrzymał autobus i ruszył na pomoc ofierze. Obaj chwycili napastnika, ale ten wyrwał się i uciekł.
Przez tydzień był poszukiwany przez policję. W końcu udało się go schwytać. Okazało się, że tym szaleńcem jest Adrian O. (26 l.). Nie wiadomo, dlaczego postanowił zamordować przypadkowego pasażera autobusu. W sądzie powtarzał tylko "nie pamiętam".
Został oskarżony o usiłowanie zabójstwa i skazany na 10 lat więzienia. Musi też zapłacić ofierze 30 tys. złotych odszkodowania.
Po ataku Sławomir Zalewski boi się wrócić do pracy. Jak na ironię pracuje w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacyjnym w Łodzi. Jest kierowcą autobusu, ale gdy nastąpił atak, wracał akurat do domu nocnym autobusem.