Szymon i Karolina M. (24 l.) byli związani ze sobą od czterech lat, mają synka Emila (2 l.). On pracuje w fabryce kuchenek, ona zajmowała się domem. - Niedawno, gdy byłem w pracy, Karolina zabrała synka i się wyprowadziła - opowiada Gawryluk. - Nie wiem, czemu to zrobiła. Nic na to nie wskazywało. Zamieszkała u swojej matki - dodaje.
Pan Szymon zdołał pogodzić się z myślą, że narzeczona go zostawiła. Chciał jednak widywać się z dzieckiem. W ostatnie odwiedziny wybrał się w niedzielę wieczorem. Gdy zapukał do drzwi mieszkania w centrum Łodzi, nikt mu nie otworzył. Zrezygnowany wyszedł na podwórko. Tam napotkał brata Karoliny M. - Stefana P. (19 l.) i jego dwóch kolegów - Szymona P. (25 l.) i Krzysztofa P. (23 l.).
- Nie będziesz więcej nachodził mojej siostry! - krzyknął Stefan P. i z pomocą kumpli zaczął okładać Gawryluka pięściami. - Zdołałem uciec na ulicę, ale tam mnie dopadli i jak worek wrzucili do samochodu - opisuje mężczyzna.
W bagażniku do lasu
W bagażniku czarnego seata wywieźli go do Lasu Łagiewnickiego na obrzeżach Łodzi. - Bili mnie i grozili, że zabiją, jak jeszcze raz się pojawię u Karoliny - opowiada posiniaczony Szymon Gawryluk. - Na koniec kazali mi się rozebrać do naga. Zabrali wszystkie rzeczy i odjechali.
Pan Szymon miał jednak nieco szczęścia, bo niedaleko był przystanek autobusowy.
Nago jechał autobusem
- Załapałem się na ostatni kurs - mówi. - W środku nikogo nie było. Kierowca zawiózł mnie do strażników miejskich. Potem sprawą zajęła się policja. Jeszcze tej samej nocy trzej porywacze zostali schwytani. Za uprowadzenie i szczególne udręczenie swojej ofiary grozi im do 15 lat więzienia.
A Karolina? - O niczym nie wiedziałam. Spałam - mówi.