Andrzej Orłowski czekał na klientów w swoim mercedesie kilkaset metrów od miejsca zbrodni. Była godzina 23.49, gdy drzwi jego samochodu otworzył Marcin R. (24 l.). Mężczyzna chwilę wcześniej ugodził nożem wchodzącą po schodach do dyskoteki Heaven Alicję M., ale o tym taksówkarz jeszcze nie wiedział...
Przeczytaj koniecznie: Łódź: morderstwo pod dyskoteką Heaven. Zwyrodnialec zabił Alicję M.
- Powiedział "Dobry wieczór" i spytał "Czy można?" - relacjonuje taksówkarz. - Odpowiedziałem, że tak. Wsiadł, zamknął drzwi i podał adres - Limanowskiego 134. Był opanowany. Nie pomyślałbym nawet, że chwilę wcześniej zrobił coś tak okropnego. Nie wiedziałem wtedy, co się stało. W trakcie jazdy w ogóle się nie odzywał. Patrzył cały czas przez okno - wspomina Andrzej Orłowski.
Gdy pan Andrzej dojechał na miejsce, pasażer spytał, ile ma zapłacić. Na taryfikatorze widniała kwota 20,45 zł. Morderca bez żadnych emocji położył na podłokietniku 20,50 zł i wysiadł.
Dosłownie sekundy później na wyświetlaczu terminala zamontowanego w samochodzie pana Andrzeja pojawił się komunikat o poszukiwaniach mężczyzny o rysopisie odpowiadającym wyglądowi pasażera. Gdyby pojawił się wcześniej, kierowca mógłby być w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Po tym komunikacie dotarło do mnie, że to mój klient - opowiada kierowca. - Ale w dalszym ciągu nie wiedziałem, że zrobił coś takiego. W tym samym momencie do samochodu wsiadła para Wietnamczyków, którzy zamówili kurs do... dyskoteki Heaven. Podjeżdżamy na miejsce, a tam policja. Jeden z nich, ubrany po cywilnemu, podszedł do mnie. Okazało się, że policjanci wiedzieli, że odjechał czarnym mercedesem korporacji, dla której jeżdżę, znali też fragment numeru rejestracji.
Policjant spytał mnie, czy go wiozłem. Potwierdziłem. Spytał, czy nie zrobił mi krzywdy i powiedział, że zranił nożem kobietę.
Potem krzyknął do swoich kolegów, że jest kierowca, który wiózł poszukiwanego... - dodaje.