Byli parą od 5 lat, kilka miesięcy przed wypadkiem się zaręczyli.
- Zaczęliśmy się starać o kredyt na mieszkanie - opowiada załamany Tomek. - Myśleliśmy już o ślubie, o dziecku. Marzyła nam się dziewczynka. Mała Zuzia.
W chwili wypadku runął cały jego świat. Tomek codziennie odwiedza grób ukochanej i nie może pogodzić się z jej śmiercią.
- Mieliśmy się razem zestarzeć - mówi.
Do wypadku doszło w październiku ubiegłego roku. Agata jechała ulicą Tatrzańską w Łodzi razem ze swoim bratem. Siedziała na miejscu dla pasażera. Ich auto wjechało przy zielonym świetle na skrzyżowanie. Wtedy w bok opla z potworną siłą uderzyła toyota land cruiser. Jej kierowca nie zwolnił nawet przed włączonym czerwonym światłem.
Agata zginęła na miejscu. Wypadła z auta. Brat kobiety został poważnie ranny.
Adrian W., sprawca wypadku, odniósł tylko niegroźne obrażenia. Prokuratorzy postawili mu zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Z badań jego krwi wynikało, że przed zdarzeniem zażywał narkotyki - najprawdopodobniej marihuanę. Pędził też o 48 kilometrów na godzinę więcej, niż zezwalały na to znaki drogowe.
Adrian W. właśnie stanął przed sądem. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu do 8 lat więzienia.