- To była zbrodnia zabójstwa ze szczególnym udręczeniem połączona z wielogodzinnym maltretowaniem ofiary - grzmiała, ogłaszając wyrok sędzia Alicja Litwicka Cysek.
Do zabójstwa doszło w styczniu 2000 roku w jednym z wieżowców przy ul. Paderewskiego w Łodzi. Zdzisław K. przyszedł tam w odwiedziny do Andrzeja B. W mieszkaniu był jeszcze Jerzy J. Mężczyźni rzucili się na gościa i przez długie godziny się nad nim znęcali. - Pokrzywdzony był bity młotkiem w głowę, kopany - opisywała sędzia Cysek.
Tajemnicza śmierć na torach. Morderstwo czy wypadek?
Gdy Zdzisław K. przestał oddychać, zabójcy poćwiartowali jego ciało, zawinęli w dywan i wywieźli do lasu. Zmasakrowane zwłoki zostały odnalezione kilka dni później. Mordercy przez ponad 10 lat byli bezkarni, bo potrafili doskonale zatrzeć ślady zabójstwa. W końcu jednak wpadli w ręce śledczych.
Wrabiał krowę w morderstwo cioci
Sąd, ogłaszając wyroki, uznał, że to Andrzej B. był stroną wiodącą całego zdarzenia, dlatego to właśnie jemu wymierzył najwyższą z możliwych kar.