Tragicznego dnia Zdzisław K. przyszedł w odwiedziny do Andrzeja B. Gościł też u niego Jerzy J. W pewnej chwili między właścicielem mieszkania a Zdzisławem K. wybuchła awantura. Andrzej B. miał pretensje, że jego gość donosił na niego policji. Wspólnie z Jerzym J. skatowali młotkiem swojego gościa. Gdy ten nieprzytomny leżał na podłodze, Andrzej B. oddał na niego mocz, a na koniec wbił mu nóż w szyję. Potem razem poćwiartowali zwłoki i wywieźli je do lasu.
Wszystko wydarzyło się 12 lat temu w lesie pod Łodzią. Policjanci odtworzyli ostatnie godziny życia mężczyzny, sprawcy morderstwa nie udało się jednak wykryć. Śledztwo zostało więc umorzone.
Prawda o okrutnej zbrodni mogła nigdy nie wyjść na światło dzienne, gdyby nie przełom w sprawie. Do śledczych zgłosiła się wtedy była konkubina Andrzeja B., która była świadkiem odrażającego mordu w ich wspólnym mieszkaniu. Wcześniej milczała jak grób, bo bała się, że i ona zginie.
Kobieta przyznała się do zacierania śladów zbrodni. Opowiedziała, jak wyrzucili zakrwawione meble, na ścianach położyli tapety, zerwali wykładziny.
Policjanci wrócili więc na miejsce zbrodni. Mieli teraz o wiele lepszy sprzęt niż przed laty. Za pomocą specjalnego skanera jeszcze raz sprawdzili dokładnie mieszkanie i odkryli ślady krwi Zdzisława K.
Obaj oskarżeni nie przyznają się do winy. Za zabójstwo grozi im dożywocie.