Obiecywała sobie, że gdy pojedzie do sądu, będzie spokojna. Chciała tylko spojrzeć w oczy tym, którzy brutalnie zasztyletowali jej ukochanego brata. Ale gdy na sali rozpraw Anzhela Geworgjan (42 l.) zobaczyła ich twarze, nie wytrzymała.
- Zabiliście mi brata, bydlaki, powinno was spotkać to samo!!! - wykrzyczała zrozpaczona kobieta. Paweł G. (21 l.) i jego kumpel Wojciech P. (22 l.) byli niewzruszeni. Tak jak przed rokiem, gdy urządzili sobie krwawe polowanie na idących chodnikiem przechodniów. Bestie raniły ciężko kobietę i mężczyznę. Trzecia ofiara, obywatel Armenii Karapet Geworgjan, nie przeżyła ich ataku. Nożownicy stanęli wczoraj przed sądem. Ich bestialstwo poruszyło nawet sędziego, który zgodził się na upublicznienie twarzy potworów.
Paweł G. i Wojciech P. znali się od kilku miesięcy. Gdy w październiku zeszłego roku spotkali się w mieszkaniu jednego z nich, wypili po pół litra wódki na głowę.
- Potem postanowiliśmy wyjść i kogoś okraść - mówił Paweł G. - Zabrałem ze sobą nóż. Ostrze miało 19 centymetrów długości - zeznał sędziemu beznamiętnie.
Najpierw zaatakowali Bogu ducha winnego Czesława K. (60 l.). - Szedłem sobie spokojnie ulicą pod moim domem, nagle przede mną pojawiło się dwóch młodych mężczyzn - opowiada. - Jeden z nich uderzył mnie czymś w brzuch. Myślałem, że pięścią. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to nóż, bo zobaczyłem krew. Mężczyzna w stanie ciężkim trafił do szpitala. Podobnie, jak Maria K (55 l.). Ją napastnicy dwukrotnie ugodzili nożem w plecy. Również jej udało się przeżyć.
Mniej szczęścia miał Ormianin Karapet Geworgjan, który od kilku lat przebywał w Polsce. Zwyrodnialcy napadli go, gdy przepakowywał rzeczy z samochodu do garażu. Paweł G. zadał mu tylko jeden cios. I choć mężczyzna natychmiast trafił do szpitala, lekarzom nie udało się go uratować. Zmarł następnego dnia. Do sądu na rozprawę przyszła siostra zamordowanego. Na widok zabójców swojego brata nie wytrzymała. Rzuciła się na nich, chcąc wymierzyć im sprawiedliwość.
- Bydlaki! Zabiliście mi brata! Powinno was spotkać to samo! - wykrzykiwała Anzhela Geworgjan. Kobieta nie mogła już dłużej słuchać zeznań zwyrodnialców. Bo przed sądem bandyci tylko częściowo przyznali się do winy. - Do napadów się przyznaję, ale nie do zabójstwa. Nie chciałem nikogo zabić - tłumaczył Paweł G. - Dałbym wszystko, by cofnąć czas. Nie wiem, co mi odbiło - dodaje.
Swój udział w tych zbrodniach umniejsza też Wojciech P. - Nie widziałem momentu, gdy Paweł wbija nóż zabitemu - tłumaczy. - Stałem tylko na czatach.
Oprawcom za zabójstwo grozi dożywocie.