Łódzkie. Po pijaku zabił Kingę, spędzi 9 lat w więzieniu

Kinga przyjechała do Będzelina z Łodzi na wakacje do swoich dziadków. W dniu wypadku, wybrała się z mieszkającą na miejscu Milenką, córką Andrzeja Ch., na rolki. Kiedy na chwilę zatrzymały się na poboczu drogi, wjechał w nie rozpędzony opel astra. Kinga zginęła na miejscu, dziecko sprawcy wypadku miało więcej szczęścia – skończyło się tylko na niegroźnych obrażeniach.
Tuż po zdarzeniu, Andrzej Ch. zatrzymał samochód kilkadziesiąt metrów dalej, a potem uciekł pieszo do domu. Tam został zatrzymany. Wydmuchał blisko 3 promile alkoholu.
W środę, 19 grudnia stanął przed sądem. Przyznał się do winy, ale szczegółów tragedii nie pamięta. Był zbyt pijany.

- Tego dnia samochodem żony pojechałem do pracy przy ocieplaniu domu – opowiadał. - Nie miałem nigdy prawa jazdy, ale zdarzało się, że brałem jej auto. Po robocie, razem z dwoma znajomi, wypiliśmy po dwa piwa i w sumie dwa litry bimbru. Nie pamiętam jak wsiadałem do samochodu.

Mężczyzna przed sądem zaproponował dobrowolne poddanie się karze. Sąd do wniosku się przychylił i skazał go na 9 lat więzienia, z zastrzeżeniem, że o ewentualne przedterminowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się po siedmiu latach. Jednocześnie nałożył na niego dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.

- Oskarżony naruszył podstawową zasadę w ruchu drogowym, zasadę trzeźwości – mówiła sędzia Marzena Cywińska. - Możemy w tym przypadku mówić o ogromnym dramacie rodziców, ale też dramacie miejscowego społeczeństwa, które wiedziało, że oskarżony jeździ bez uprawnień, ale nie reagowało. Być może, gdyby ktoś zgłosił to odpowiednim służbom, do tej tragedii by nie doszło.

- On powinien zostać skazany na dożywocie, ale takiej kary w kodeksie nie ma – mówiła mama zabitej Kingi, pani Magdalena. - Zgodziliśmy się na ten wyrok, bo chcemy żeby ta sprawa już się zakończyła.