Kiedy pani Janina w tajemniczy sposób zniknęła, ani bliscy, ani sąsiedzi nie spodziewali się tak makabrycznego wyjaśnienia zagadki. Monika K. i teściowa mieszkały obok siebie. Ich domy miały wspólne podwórko. Kobiety raczej się dogadywały. A pani Janina, której mąż wyjechał do pracy w Niemczech, pomagała nawet synowi i synowej finansowo.
- Mama przez rok dawała jej pieniądze na rachunki za prąd. Ale Monika ich nie płaciła - opowiada córka Janiny B. - Pewnie mama odkryła, że oszukiwała ją również w innych rozliczeniach - przypuszcza.
Kobiety musiały się w końcu pokłócić. Do scysji doszło w domu teściowej pod koniec września tego roku. Jak ustalili śledczy, synowa rozłupała swej ofierze czaszkę tępym narzędziem. Potem po prostu wyszła z budynku. Reszcie rodziny powiedziała, że pani Janina wyjechała do Niemiec, do męża. A kiedy krewni dopytywali, co to za nieprzyjemny zapach bije z domu pani Janiny, twierdziła, że to wnętrzności oporządzanej kury. Przy pierwszej nadarzającej się okazji po cichu zakopała zaś zamordowaną pod schodami jej własnego domu. Rodzinie dalej opowiadała, że teściowa jest za granicą. Że dzwoniła z Niemiec i czuje się świetnie. Zbrodnia wydała się, kiedy zadzwonił mąż 64-latki - okazało się, że Janiny w Niemczech nie ma! Wtedy do pracy wzięli się policyjni detektywi. Przeszukali dom i znaleźli płytki grób. Monika K. została aresztowana. Czeka teraz na rozprawę, grozi jej dożywocie.
- Kobieta się przyznała. Motywem zbrodni były nieporozumienia na tle finansowym - potwierdza prokurator Beata Syk-Jankowska z lubelskiej Prokuratury Okręgowej.