Mężczyzna rzucił wszystko i wybiegł przed dom szukać umierającego syna... Tylko dzięki przeczuciu ojca Krystian żyje.
Przeczytaj koniecznie: Łódź: Zadźgała Ryśka, bo nie dał jej orgazmu
Tego dnia Krystian pojechał na rowerze do kolegi. Dochodziła godzina 19, gdy tata Krystiana, pan Wojciech, zaniepokoił się nieobecnością ukochanego syna i do niego zadzwonił. Mężczyzna prosił nastolatka, by jak najszybciej wracał do domu. - Już wsiadam na rower - usłyszał w słuchawce zatroskany ojciec. Ale po krótkiej chwili coś jakby tknęło pana Wojciecha i wykręcił numer syna jeszcze raz. Ale Krystian już nie odebrał... - Wtedy oblał mnie zimny pot - opowiada Wojciech Koksa. Mężczyzna natychmiast wybiegł przed dom, potem wsiadł na swój rower i ile sił w nogach popędził w stronę swojego syna. Już po chwili pan Wojciech usłyszał przeraźliwy krzyk i wołanie o pomoc. Mężczyzna nie miał wątpliwości, że to jego Krystian potrzebuje ratunku. Przerażony ojciec odnalazł zmasakrowanego syna na łące. - Nigdy tego nie zapomnę - mówi wstrząśnięty.
Wtedy okazało się, że pijany kierowca dosłownie staranował jadącego tą samą stroną jezdni Krystiana. Pirat wlókł jeszcze chłopaka na masce swojego renault scenic, a potem porzucił go na pastwę losu.
Patrz też: Strzelanina w łódzkim barze: Taksówkarz strzelał do niego z glocka
Policjanci od razu ruszyli w pościg za sprawcą makabry. Piotr Ś. (35 l.) wpadł 15 km od miejsca tragedii. Był pijany, miał ponad 2 promile alkoholu, ale od razu przyznał się, że kogoś potrącił.
Sąd w Rykach wydał nakaz aresztowania pijaka na 3 miesiące, ale za to, co zrobił, grozi mu 12 lat więzienia.
Krystian trafił pod fachową opiekę lekarzy z Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Krystian ma połamane nogi i ręce i poważne obrażenia klatki piersiowej i głowy. - Mój syn bardzo cierpi - wzdycha Wojciech Koksa, ojciec bohater, który nie odstępuje szpitalnego łóżka na krok.