Aż trudno w to uwierzyć. Donoszona zdrowa dziewczynka żyła, kiedy Aneta P. zaniosła ją nad wodę. Kobieta urodziła kilka godzin wcześniej i maleństwo pewnie kwiliło, szukając matczynego ciepła. Matka nie odcięła nawet pępowiny, tylko rzuciła dziecko do wody jak przedmiot i uciekła. Niedługo potem ciało noworodka znalazł w przybrzeżnych krzakach przypadkowy mężczyzna - kilkanaście metrów od grobów zamordowanych tam w 1946 r. ludzi.
- Potworność! - mieszkańcy Krzesimowa żegnają się nabożnie na wspomnienie zbrodni i kręcą z niedowierzaniem głowami na myśl o Anecie P. - Taka szara myszka - nie mogą uwierzyć, że w tej uśmiechniętej dziewczynie czaił się prawdziwy diabeł.
Aneta P. dbała o to, aby nikt nie dowiedział się o jej ciąży. Choć lekko przytyła, maskowała to ubraniami. Jak gdyby nigdy nic jeździła do Lublina, gdzie studiowała psychologię i pedagogikę. Ojcem najpewniej jest jej starszy partner, który ma żonę i trójkę dzieci. Czyżby Aneta P. zabiła, żeby uniknąć kłopotów?
Podczas przesłuchania w prokuraturze dziewczyna przyznała się do zabójstwa noworodka. Choć dla dobra postępowania śledczy nie chcą ujawnić jej zeznań, nieoficjalnie wiadomo, że całą winę wzięła na siebie. Jednak w Krzesimowie nikt nie wierzy w to, że działała samodzielnie.
- Grozi jej dożywocie - mówi Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Zobacz także: Niepokojąca prognoza pogody. Wszystkiemu winien jest "Ingolf"
Przeczytaj również: Katowice: Zwłoki mężczyzny w lesie. Miał rany kłute
Polecamy ponadto: Poznań. Kobieta zaczęła rodzić na cmentarzu