Piotr S. poznał Emilię niespełna rok temu. Ale dziewczyna nie traktowała tej znajomości nazbyt serio. Zupełnie inaczej niż chłopak, który zakochał się do szaleństwa. Kiedy Emilia otwarcie powiedziała mu, że nic poważnego z tego nie będzie, nie potrafił się z tym pogodzić.
Zdesperowany i oszalały nie chciał słyszeć o rozstaniu i groził dziewczynie śmiercią. W końcu zaatakował. Ale Emilia miała szczęście i uciekła. Przez długie tygodnie żyła w strachu. Bo wiedziała, że szaleniec jej nie odpuści. I nie myliła się. W poniedziałek, gdy wychodziła z domu do pracy, Piotr S. zastąpił jej drogę. Wyciągnął nóż i nie zastanawiając się ani chwili, uderzył trzy razy.
Patrz też: Kraków. Marek K. zastrzelił wspólnika Leopolda J., a potem siebie?
- Czułam, jak ostrze przebija moje ciało, upadłam - opisuje dziewczyna, która trafiła do szpitala w Toruniu.
Piotr S. był pewien, że zamordował Emilię, i sam wymierzył sobie sprawiedliwość. Powiesił się w lesie.