G - jak Głódź Leszek Sławoj.
Bardzo się cieszę, że trafił do Gdańska i wziął metropolię w swoje ręce. Pracował w Rzymie, był kapelanem w wojsku. To wielki człowiek. Wszyscy myśleli, że ja na jego ingres do Częstochowy nie pojadę - a pojechałem. Czasami do mnie na parafię zagląda. Pamiętam, że wiele lat temu zadzwonił do mnie i powiedział krótko: "Przepraszam". - Jak to, za co? - zapytałem. A on na to: - Dostałem nominację na kapelana wojskowego. A to tobie się należało. Ja rzeczywiście z ludźmi wojska, policji i więziennictwa związany byłem przez całe życie.
G - jak Gocłowski Tadeusz.
O nim dobrego słowa nie powiem. Bardzo się na nim zawiodłem. Nie spodziewałem się, że tak się wobec mnie zachowa. Konflikt to za duże słowo. Na pewno była i jest między nami niechęć. On nie umiał tolerować innych poglądów. To mnie drażniło. A że sam prowokowałem? Gdyby był wielki i mądry, zaakceptowałby to, co robię i mówię. Widocznie nie był... Zamiast tego odsunął mnie i zamknął mi usta. Teraz wyszło na moje! Wróciłem na parafię, głoszę kazania. A ludzie wiwatami na moje słowa reagują. Nie mieliśmy ostatnio okazji spotkać się i porozmawiać. Nie szukam z nim kontaktu. Nie bardzo mamy o czym rozmawiać. Przypadkowe spotkanie? Będę tych przypadków unikał.
H - jak Huelle Paweł.
Przyczepił się do mnie. A w zasadzie przyssał. Kiepsko mu to wychodziło. Dzisiaj nie czuję do niego urazy. Po tej całej sprawie nie mieliśmy nigdy okazji spotkać się czy porozmawiać. Zresztą nie zabiegam o to..
I - jak interesy.
Nigdy biznesu żadnego nie uprawiałem. To były pomysły Instytutu. Niektóre akceptowałem. Wino było dobre. Ale już woda - nie. Dobrze, że z tych klubokawiarni w porę się wycofaliśmy. Instytut nie był gotowy na prowadzenie tak szerokiej działalności biznesowej. Nie chciałem, by Mariusz (Olchowik - red.) dalej grzązł w długach i jakichś dziwnych zależnościach. Pochodzę z rodziny kupieckiej, ale nigdy o karierze biznesmena nie marzyłem.
J - jak Jaruzelski Wojciech.
Pamiętam nasze spotkanie ze stycznia 90 roku. Chciałem wówczas wojsko do Kościoła wprowadzić. Rozmawiałem w tej sprawie z Geremkiem i Mazowieckim. - Nie tykaj tej sprawy, zrobi się wojna - radzili. A ja i tak do generała poszedłem. Przyjął mnie z godnością. Postawił kawę. Nie pamiętam, czy kieliszkiem alkoholu też częstował. W każdym razie byłem zaskoczony jego grzecznością i otwarciem. Od razu powiedziałem, że mam trudności z dowódcami wojsk. Wysłuchał mnie. Kazał się dogadywać z dowódcami poszczególnych jednostek. Jaruzelski to tragiczna postać. Niepotrzebnie stan wojenny wprowadził. Sam sobie tym zaszkodził. Dzisiaj, po tylu latach, wciąż ciągają go po sądach. I co to daje? Zaraz na początku lat 90. trzeba było uznać jego winę i byłoby po sprawie. Dzisiaj dałbym spokój z tymi sądami.
K - jak Kaczyńscy bracia.
Wsparłem PiS, choć prywatnie więcej kolegów mam z PO. Niektórzy z nich, jak mieli po 14 lat, to kamieniami pod Brygidą rzucali. Pamiętam, że kiedyś prof. Geremek spotkał mnie na lotnisku i żalił się, że ich atakuję. Prywatnie bardzo tych ludzi szanowałem. Ale politycznie bliżej mi do Kaczyńskich. Prezydenta oceniam bardzo dobrze. Krytyką niech się nie przejmuje. Słyszałem, że w Pałacu jakieś odznaczenie dla mnie szykują. Jarosław też chciał dobrze. Przynajmniej się starał.
L - jak luksus. Lubię luksus.
A kto go nie lubi?! Każdy lubi, tylko nie wszyscy się do tego przyznają. Te wszystkie ordery, dyplomy, gadżety i pamiątki z całego świata sprawiają mi ogromną satysfakcję. Przypominają też, że gdzieś, kiedyś moja praca została doceniona. Niedawno szef Stoczni Gdańskiej dzwonił i pytał, czy nie oddam tego, bo muzeum chcą zrobić. Zgodziłem się.
Jutro cz.3: Nigdy nie lubiłem Donalda Tuska